czwartek, 16 czerwca 2022

"Szuflada" vol. 1

 Mam taki folder w komputerze, który nazwałam szufladą. Pomysł ten wziął się z tego, że zanim komputery zawładnęły ludzkością ludzie, którzy nie chcieli dzielić się swoją twórczością pisali do szuflady. Może gdybym miała meble zamykane na klucz, jak to bywa w amerykańskich filmach folder by nie powstał. Może, gdybym nie naoglądała się Seksu w wielkim mieście i nie zainspirowała się chociaż trochę Carrie Bradshaw folder by nie powstał. Napisałam w swoim życiu wiele, bo kiedyś marzyłam o pisaniu- wyobrażałam sobie siebie siedzącą przy laptopie z fancy kawusią z modnej kawiarni piszącą felietony do czasopisma. Miałam nadzieję przekazać coś wartościowego, nad czym w prawym górnym rogu będzie widniało moje zdjęcie: młoda, uśmiechnięta, pewna siebie i naturalna kobieta, która wie czego chce i za wszelką cenę, ale nie po trupach osiągnie to, co sobie postanowiła. Chciałam inspirować innych ludzi, zostawić po sobie ślad, ale nie wyszło. Jak zwykle. A wszystko wylądowało w szufladzie. Potem i tam przestało się pojawiać, a ja przerzuciłam się na zeszyty i notatniki, które swego czasu kupowałam jak szalona, jeśli tylko spodobała mi się ich okładka. Na szczęście oduczyłam się tego w 2019 roku- kupowania, nie pisania, rzecz jasna.

Znalazłam dzisiaj moją szufladę, a w niej notatki sprzed 10 lat. Data edycji się nie zgadzała, bo pewnie po miesiącach "nieobecności" poprawiałam interpunkcję, ale w jednym ze zdań napisałam, że mam 19 lat i zadawałam sobie pytanie, czym się martwię myśląc o przeszłości. Czytając dokument zatytułowany "Kolejna plątanina słów, która zostanie zapisana w folderze o nazwie "szuflada"" wracam myślami do tamtych dni. Nie pamiętam dokładnie o co chodziło, ale potrafię sobie przypomnieć co wtedy czułam, bo do dzisiaj często czuję się podobnie.

Pisanie pozwalało mi poradzić sobie z przeciwnościami losu. Zarówno tymi poważniejszymi, jak i wyimaginowanymi, lub mało istotnymi, a z biegiem czasu okazuje się, że tych ostatnich było najwięcej. Lubiłam "mój styl pisania", był lekko chaotyczny, ale prawdziwy i szczery, a ja sama lubiłam czytać ludzi, którzy wylewali na papier swoje myśli. Do dzisiaj żałuję, że zbyt często nie miałam na tyle  odwagi, by pokazać to co siedzi mi w głowie większej publiczności.

Tak samo mam z fotografią. Moja głowa pękała od różnych pomysłów- miałam cały zeszyt zapełniony wizjami sesji zdjęciowych, rysunków i innych kreatywości, ale zostały one w tym zeszycie, bo bałam się tego, jak zostanę odebrana.

I gdyby ktoś miał mnie zapytać czy czegoś żałuję to jedną z rzeczy, które bym wymieniła byłoby właśnie to. Wiem, że znajdą się osoby mówiące, że nie warto niczego żałować, bo nie ma się już na to wpływu i ja szanuję takie podejście, ale gdybym miała powiedzieć, że nie żałuję niczego, co zrobiłam, lub czego nie zrobiłam to musiałabym dopisać to do listy kłamstw, które nazbierały mi się przez całe moje życie, a jest ich trochę, nawet jeżeli były to niewielkie próby omijania bolesnej prawdy.

Mam ostatnio gorszy czas, jest mi naprawdę źle. Próbuję sobie powtarzać, że przecież będzie lepiej i to jest tylko chwilowe, ale z tyłu głowy coś mi mówi, że marnie się pocieszam, że sama sobie nie wierzę.

Ej, ale przecież nie zawsze w życiu jest kolorowo i nie wszyscy muszą mieć łatwo. Staram się wyciągać lekcje z tego, co się dzieje, chociaż nie są one przyjemne. Liczę na to, że za kolejne 10 lat pomyślę o tym okresie jako o czymś, co mnie wzmocniło.

Trzymam za to kciuki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz