Hej!
Równo dwa miesiące temu wróciliśmy do Holandii, a ja zdążyłam mieszkać już w trzech miejscach. Jak to się stało zapytacie, a je chętnie odpowiem, ale za chwilę.
Czas mija nam bardzo szybko i ciężko jest uwierzyć, że minęło już 8 tygodni odkąd tu przyjechaliśmy. W tym czasie wydarzyło się wiele niezaplanowanych rzeczy i skłamałabym bardzo, gdybym powiedziała, że to nie był trudny czas. Ogólnie rzecz biorąc 2021 zaczął się dla mnie dużo gorzej, niż zeszły rok, ale mam nadzieję, że z czasem będzie tylko lepiej.
Od naszego wyjazdu z Niderlandów w 2020 minął prawie rok. Przyjechaliśmy tutaj wtedy w styczniu, żeby wraz z końcem marca zostać zmuszeni do powrotu do Polski. Ponowny wyjazd planowaliśmy 3 miesiące, jednak los chciał, że nie mogliśmy tego zrobić aż do stycznia. Słowem czułam się jakbym się jakoś zapętliła, usunęła jeden rok i zaczęła wszystko od nowa... tyle, że z gorszym startem.
16.01.2021 roku przyjechaliśmy do Holandii. Nasza podróż rozpoczęła się o godzinie 3:45 w Kwidzynie, a skończyła ok. 19:00 w Susteren- miejscowości w południowej części Holandii, gdzie w pięknym otoczeniu, w domku nad jeziorem mieliśmy spędzić z czteroma innymi osobami obowiązkową dziesięciodniową kwarantannę dla osób przyjeżdżających zza granicy. Musicie mi uwierzyć- było tam tak ładnie, że bałam się, że nie będę chciała stamtąd wyjechać. Z resztą sami zobaczcie:
Tak, pogoda zmienia się tutaj bardzo szybko- wszystkie zdjęcia zostały zrobione między 16., a 22.01.
Po kilku dniach agencja pracy, z którą pojechaliśmy zaplanowała dla nas testy na obecność covida, żeby móc skrócić nam kwarantannę o kilka dni. I wszystko byłoby pięknie, gdyby mój wynik nie wyszedł pozytywny. Była to dla mnie jedna z najbardziej stresujących sytuacji w moim życiu, Dostałam telefon od pracownika, jak to nazywam, holenderskiego sanepidu, w którym jestem proszona o rozmowę i chęć odpowiedzenia na kilka pytań. Czaicie, że dopiero po kilku minutach rozmowy koleś poinformował mnie o wyniku testu? Być może samo rozpoczęcie rozmowy logicznie powinno wskazywać na rozwój sytuacji, ale dla mnie było to mega dziwne.
Następnie, gdy tylko dowiedziałam się wszystkiego poinformowałam agencję, która miała misterny plan rozdzielenia mnie od mojego Ukochanego i reszty lokatorów, którym wyszedł wynik negatywny na 2-3 dni, jak mi na początku powiedziano.
Cała zaryczana z nerwów i smutku spakowałam, jak poradziła mi pani z agencji "same najpotrzebniejsze rzeczy na maksymalnie 3 dni" do najmniejszej torby, jaką miałam i zostałam wywieziona niecałe 70 km do miejsca, w którym mieszkali "Pozytywni".
Poza rozdzierającym moje serce i żołądek bólem nie było tak źle, aż do nocy, ponieważ okazało się, że domek, w którym mieszkaliśmy, jak i inne domki w okolicy miały automatycznie wyłączane ogrzewanie na noc. Tak, dobrze czytacie: osoby ze zdiagnozowanym covidem, dwie bezobjawowe i jedna z objawami musiały spać w nieogrzewanym na noc domku, w którym miały dojść do zdrowia jak najszybciej- LOGICZNE.
W końcu poradziłam sobie z zimnem w domku śpiąc w w leggindach, piżamie, bluzie i szaliku przykryta dwoma kocami i kołdrą, a po czasie nawet zaczęłam się przyzwyczajać, bo z "2-3 dni" zrobił się cały tydzień.
W czasie trwania tej kwarantanny w kwarantannie został zrobiony mi drugi test i on okazał się już negatywny, mogłam wracać. Po kilku dniach trafiliśmy z moim Ukochanym do nowego miejsca- hotelu w przesympatycznym mieście Best, skąd mamy niecałe 3 km do pracy, co oznacza, że możemy chodzić w obie strony na pieszo, albo jeździć rowerami. Logicznym posunięciem jest wybranie rowerów, ale czasami pogoda tutaj dobija, więc zdarza się, że wybieram spacer. Zwłaszcza w lutym, gdy w Holandii pojawiła się zima. Plus jazdy na rowerze, nawet w śniegu, jest taki, że Holendrzy bardziej dbają o rowerzystów niż o pieszych bardzo dokładnie odśnieżając ścieżki rowerowe jednocześnie totalnie ignorując chodniki.
Zima w Niderlandach:
Moje pierwsze próby zaprzyjaźnienia się z rowerem nie były udane- zaliczyłam dwa upadki, siodełko przestało współpracować i mokłam nic nie widząc, gdy deszcz wspomagany silnym wiatrem zasłaniał mi grubą warstwą okulary.
Teraz jednak muszę przyznać, że nawet polubiłam jeździć rowerem, chociaż wielką nieprawdą byłoby stwierdzenie, że jest to mój ulubiony rodzaj sportu. Chociaż w moim przypadku nazwanie jazdy rowerem sportem jest raczej przezabawne ;)
Im dłużej tu jestem, tym mam coraz większy spokój i jestem coraz bardziej zadowolona. Mam całkiem fajną pracę, cudownych znajomych, których poznaliśmy rok temu, świetnych ludzi, których poznajemy teraz, przez codzienne rozmowy po angielsku ćwiczę język, a dodatkowo zaczęłam uczyć się niderlandzkiego. Oby z każdym kolejnym dniem było tylko lepiej. I chociaż teraz mieszkamy zupełnie w innym miejscu, niż rok temu jest naprawdę okej. Na początku byłam pewna, że będzie mi brakowało morza oddalonego o zaledwie 4 km, ale życie w głębi lądu też ma swoje plusy ;)
Do następnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz