Mam taki folder w komputerze, który nazwałam szufladą. Pomysł ten wziął się z tego, że zanim komputery zawładnęły ludzkością ludzie, którzy nie chcieli dzielić się swoją twórczością pisali do szuflady. Może gdybym miała meble zamykane na klucz, jak to bywa w amerykańskich filmach folder by nie powstał. Może, gdybym nie naoglądała się Seksu w wielkim mieście i nie zainspirowała się chociaż trochę Carrie Bradshaw folder by nie powstał. Napisałam w swoim życiu wiele, bo kiedyś marzyłam o pisaniu- wyobrażałam sobie siebie siedzącą przy laptopie z fancy kawusią z modnej kawiarni piszącą felietony do czasopisma. Miałam nadzieję przekazać coś wartościowego, nad czym w prawym górnym rogu będzie widniało moje zdjęcie: młoda, uśmiechnięta, pewna siebie i naturalna kobieta, która wie czego chce i za wszelką cenę, ale nie po trupach osiągnie to, co sobie postanowiła. Chciałam inspirować innych ludzi, zostawić po sobie ślad, ale nie wyszło. Jak zwykle. A wszystko wylądowało w szufladzie. Potem i tam przestało się pojawiać, a ja przerzuciłam się na zeszyty i notatniki, które swego czasu kupowałam jak szalona, jeśli tylko spodobała mi się ich okładka. Na szczęście oduczyłam się tego w 2019 roku- kupowania, nie pisania, rzecz jasna.